Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/218

Ta strona została uwierzytelniona.

był zapowiedziany. W tych chwilach stanowczych rozwijała gorliwość i skrzętność prawdziwie zdumiewającą, zamęczała się.
Niemając dzieci, niekochając nikogo, a postarzawszy i straciwszy dawnych wielbicieli, Kasztelanowa w tem gorączkowem szamotaniu się znajdowała jakąś rozrywkę i potrzebne zatrudnienie.
Przy takim nieładzie można sobie wystawić, jak szły interesa. Kasztelanowa miała na znacznych dobrach dożywocie, i własny swój majątek. W obu zarząd był taki jak w pałacu.
Pieniędzy nie wystarczało nigdy; pożyczano nieustannie, dla zaspokojenia pilnych długów, i robiono nowe, które na czas jakiś nie były dolegającemi. Na tem wszystkiem zarabiali plenipotenci, rządcy, prawnicy, a Kasztelanowa nigdy nad dzień jutrzejszy dalej widzieć i o niczem dalszem myśleć nie chciała. Gdy przychodziło do ścisłych rachunków, była już zawsze śmiertelnie zmęczoną i wypraszała się, aby jej pokój dano.
Pan Strukczaszyc, który równie dobrze znał stan interesów, jak charakter stryjecznej siostry, wiedział dobrze, iż po niej nie weźmie nic oprócz kłopotów i długów; nie mieszał się też do jej spraw, ażeby nie proszono go o kredyt. Zużytkował tylko teraz kuzynkę, gdy mu się syna pozbyć było potrzeba.
Tu mu żadne nie groziło niebezpieczeństwo.