Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/226

Ta strona została uwierzytelniona.

miano wstawić koryto, a to obiecywało zastąpić żłób. O drabinę na siano nie było trudności.
Przekupiony chłopak dał znać p. Erazmowi, gdy na pokoje do Kasztelanowej pójść było można. Ta zawczasu już o przybyciu została uwiadomioną. Z powodu gościa, wdziała starą suknię adamaszkową czarną i nową peruczkę. Pani Ostrogrodzka ubrała się też paradnie, panny Eulalia i Olimpia przywdziały świąteczne suknie. Wszystkie ciekawe były owego Hojskiego i złe na niego, bo im też był zawadą i niepotrzebnem okiem. Kasztelanowa zawczasu narzekała i niecierpliwiła się.
Dla honoru domu, szczególniej pierwszego dnia, musiała zarządzająca kuchnią, p. Ostrogrodzka, pomyśleć o obiedzie, o którym nigdy nie wiedziała. Kasztelanowa nie uważała co jadła, czasami najadała się rzeczy niestrawnych i chorowała, niekiedy wstawała głodna i musiała się podkarmiać chlebem lub kawą.
Codo obiadów, które miała dysponować Ostrogrodzka, — te zwykle dyktował kuchmistrz z pomocą swych podręcznych. Jak tylko się w progu ukazał ów urzędnik, Ostrogrodzka zbywała go tem, że nie ma chwili czasu, bo ją już woła Kasztelanowa, dawała z apteczki kieliszek słodkiej wódki i wyprawiała. — Rób acan co chcesz! Kuchmistrz pytał, wróciwszy do kuchni, co tu jest w spiżarni, i zdawał dyspozycyę na kucharza. Ostatecznie obiad