Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/231

Ta strona została uwierzytelniona.

dlaczego mnie ojciec wyprawił. Nie zgrzeszyłem tak dalece niczem.
— Ej! ej! zrób-no waszeć rachunek sumienia! — odezwała się Kasztelanowa.
— Doprawdy, że nie umiem odgadnąć, czego się tak ojciec nastraszył — rzekł śmiejąc się. Może tam coś było, co się mnie nie wydawało strasznem, a do czego sieja nawet nie poczuwam.
— Oh! o! — przerwała Kasztelanowa — to już z acana taki bałamut, że romanse liczysz na tuziny. Ja się domyślam, że tatko pewnie dopatrzył jakichś zakazanych konszachtów z mężatką. A! to się nie godzi! Jeszcze tak, żeby aż ludzie o tem wiedzieli i gadali! — dodała ciszej.
Erazm się uśmiechał.
— Otóż, koniec końcem, powiem ci, że ja, jako żywo w interesach żadnej pomocy nie potrzebowałam. To wszystko kompozycya twego ojca. Nie masz tu nic do robienia, tylkom rada, że sobie spoczniesz i romans się rozerwie! Baw się sobie, ale proszę, proszę, żeby skandalów nie było!
Pan Erazm poprzysiągł, że mu umizgi nie na myśli.
— No! no! już my to znamy! — dodała jejmość, żegnając go.
Poszedł więc wyswobodzony Hojski do swego mieszkania.
Miał o czem myśleć. — Od wyjazdu z Sierhina