Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/24

Ta strona została uwierzytelniona.

Chłopak był śliczny, trochę do ojca podobny, lecz twarz surowa Strukczaszyca w tej nowej transfiguracyi zyskała, wyszlachetniała, myślą jaśniejszą świeciła. Rysy też same delikatniejsze były, wyraz ich odmienny. Na twarzy ojca ponura i zamknięta w sobie energia pokrywała wszystko twardą jakąś, nieprzenikliwą zasłoną; u syna życie wewnętrzne tryskało oczyma, chciało się dobywać wargami, drgało we wszystkich muskułach ruchomego lica. Oprócz tego, że był pięknym, pan Erazm, miał w sobie coś szlachetnego, rycerskiego, i — cały kwitł młodością.
Można mieć lat dwadzieścia kilka i być starym, albo nie umieć nosić młodości; pan Erazm jeszcze miał jej tyle w sobie, iż ani mógł, ani-by potrafił ukryć życia które w nim wrzało.
Widocznie — przymusowy spokój teraźniejszy był sprawą ojca i skutkiem nakazu jego a prośb ciotki; gdyby nie to, Erazm-by był dawno zerwał się, i choć ruchem żywszym dogodził niepokojowi i niecierpliwości. Ale panna Blandyna, gdyż takie było imię Strukczaszanki, urodzonej w sam dzień tej patronki, dnia 21 Maja, — przymusiła siostrzeńca do leżenia, będąc pewną, iż to ranie było potrzebnem.
Strukczaszy też, niespokojny o syna, spoczynku tego wymagał.
Szczęściem owa rana w zamieszaniu kosą zada-