Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/242

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! czyż to może być, kochasiu!
— Musi być — i będzie! — potwierdził sędzia.
Z tą niespodzianą, a jak się jej zdawało, nadzwyczaj szczęśliwą nowiną, sędzina pobiegła do córki, na której twarzyczce od niejakiego czasu czytała niepokojący ją smutek.
— Leońciu! dziecko moje! przychodzę do ciebie od ojca, z taką wiadomością! że — że, podskoczyć powinnaś z radości.
Zerwała się od krosien p. St. Aubin, Leonilla stała nieporuszona.
— Ten poczciwy nasz drogi ojczysko, — poczęła sędzina, — to złote serce, które tylko myśli jak drugich uszczęśliwić — dla rozrywki twej, dla ciebie zrobił projekt podróży do Warszawy.
Leonilla rzuciła okiem na Francuzkę i pobladła.
— Ale ja — ja się wcale na wsi nie nudzę — odezwała się, — mnie tu dobrze.
Wielkie było zdziwienie matki. Córka zamiast radości, prawie łzy miała w oczach; to rzecz była niepojęta.
Ona i p. St. Aubin dawały sobie jakieś znaki: podróż spodziewanego wrażenia nie zrobiła.
Sędzina, zakręciwszy się, nieco zmieszana, powróciła do małżonka. Pani St. Aubin skorzystała z tej chwili, by przypaść do wychowanki i wybadać ją a nawrócić. Ona sama wcale nie była prze-