Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/244

Ta strona została uwierzytelniona.

W Sierhinie dowiedział się Strukczaszyc zarazem przez żydów, że mu las na dyferencyi wyciąć w pień zamierzono i że wróg jego z całą rodziną do stolicy wyruszył.
Hojski, kombinując po swojemu, domyślał się, że podróż bez jakichś planów i kalkulacyj przedsięwziętą być nie mogła.
— Nie pojechałby, zagrożony będąc wywłaszczeniem, niemając grosza, gdyby tam czegoś nie knuł i jakiejś się dywersyi nie spodziewał!
Kocha córkę i daje się jej wodzić za nos — może być — ale nie jest tak ciemny, żeby nie widział co mu grozi.
Posłano po Kaczora, aby dalsze roboty potajemne przyśpieszyć. Strukczaszyc chciał z niebytności Czemeryńskiego skorzystać.
Tymczasem sędzia przybył do Warszawy, a pierwsze wrażenie, które miasto, dom, mieszkanie i cały ten świat nowy uczynił na Leonilli, było najniekorzystniejsze. Nie podobało się jej tu nic; otwarcie mówiła, że żal jej było Łopatycz; Czemeryński zafrasowany chodził, lecz spodziewał się zmiany. Francuzka mu ją obiecywała pocichu. Sędzia jak tylko się rozpakował, pobiegł do Podkomorzego. Obmyślono środki zbliżenia p. Vogta do sędzianki.
Na intencyę, żeby się jej podobał, Czemeryński się modlił, czuł bowiem, że w razie oporu córki, si-