Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/249

Ta strona została uwierzytelniona.

raczyła się ukazać panna, z minką tak dumną, z humorem tak niepociągającym, że p. Vogt, chociaż musiał nią być zachwycony — trzy razy probując rozmowy, ledwie dwa słowa pogardliwie rzucone otrzymał.
Sędzia dobrym humorem i uprzejmością starał się za to wynagrodzić.
Gdy po krótkiej wizycie pan lejtnant wyszedł, pierwsze słowo, które się z ust Leonilli wyrwało, było szyderstwem z jego francuszczyzny i stroju.
Ojciec struchlał.
— Moje dziecię — odezwał się — ja już prawdziwie nie wiem, kto ci się podobać może, kiedy tak dystyngowany kawaler w oczach twych nie znalazł łaski.....
— Kochany ojcze — odparła Leonilla — może on jest dystyngowany i dla saskich panien miły — mnie się wydał śmiesznym.
Rodzice zmierzyli się oczyma; ojciec skinął na p. St. Aubin, polecając jej nawrócenie córki, — i dano pokój rozmowie.
Panna Leonilla, jakby na przekór, ciągle ruchy niedźwiedziowate i mowę saską kawalera naśladowała szydersko.
— Jestto jednak pono najbogatszy panicz na dworze — dodał ojciec.
— Cóż nam tam do jego bogactw! — odezwała się Leonilla, — juściż tatko nie myśli mi go dawać na