Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/257

Ta strona została uwierzytelniona.

szła do niej w nocnym przyodziewku, chwytając ją na gorącym uczynku i poczynając wymówki, że już na wiarę nie zasługuje, kiedy się przed nią ukrywa.
Leonilla zasypała piaskiem poczęty list, wstała z uśmiechem od stolika, chowając papier za gors i odezwała się, wcale nie zmieszana tem nocnem najściem.
— Moja St. Aubin — jaka-bo ty jesteś dziwaczna! Wiem, żeś przestała lubić mojego ulubionego, że wolisz Niemca; nie chciałam ci czynić przykrości, a dla miłości twej i dla niczyjej w świecie ja serca zmienić nie mogę.
— Lecz, zlitujże się, co z tego będzie! — mnie uczynisz nieszczęśliwą, — ojca i matkę.
— Czem?
— Twoim uporem, moje dziecko! Sędzianka ruszyła ramionami.
— Kochana St. Aubin — dodała, patrzaj, że już po północy, idź spać, i bądź spokojną.
— Ale ja spokojną być nie mogę! — Leonilla ją uścisnęła:
— Weź kropli na uspokojenie — odezwała się — doprawdy nic ci innego poradzić nie umiem.
Francuzka, napróżno starając się wybadać, jakiemi drogami wychodziły listy, straciła jeszcze z pół godziny na rozmowie i odeszła z niczem.
Nie poznawała uczennicy. Leonilla była zawsze dosyć samowolną i obstającą przy swojem, ale zara-