Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/261

Ta strona została uwierzytelniona.

to najstraszniejsi podżegacze, działają na serce i na umysł, pali się od nich głowa, goreją piersi.
Jednego dnia trafiło się tak jakoś szczęśliwie, że dwa naraz listy pan Erazm odebrał. Zdziwiło go, że jeden z nich był nieznaną mu napisany ręką. Rzucił się naprzód na pierwszy, który był od Leonilli — ale czytając go zesmutniał. Pisała z Warszawy, nietając co ją tam spotkało, jak ją zdradzała St. Aubin, a zapewniając krótko i stanowczo Erazma, że jej nic zmienić i woli jej złamać nie potrafi.
Przypisek był jakiś dziwny, bo czytając go podskoczył Chojski, czytał go razy kilka, zarumienił się, zaczął biegać po pokoju i nierychło potrafił się uspokoić. Zapomniał nawet o drugim liście leżącym na stoliku i nierychło go otworzył. Ten był od P. St. Aubin, jak wiemy, zaklinającej go na wszystko, ażeby się wyrzekł marzeń i nie kusił o to, co było niemożliwem.
Rzucił go z niechęcią.
List Leonilli zajął go nadzwyczajnie, wrócił do przypisku jeszcze i zadumał się mocno.
Nazajutrz Kasztelanowa go wezwała w pomoc do siebie, i znalazła zmizerniałym: — smutnym.
— Co ci to jest?
— Mnie? — nic.
— Jakieś ci-tam listy noszą! Słyszę wczoraj dwa odebrałeś; pewnie co złego?