Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/274

Ta strona została uwierzytelniona.

wanych przez Francuzki, nie takie się rzeczy trafiają.
Pokiwał głową Strukczaszyc.
— A co więcej? — zapytał.
— Toć wszystko — odezwał się komornik. Sędzia rozesłał na wszystkie trakty, po okolicy, do Lublina, kazał po karczmach przepytywać, chłopów badać — no....
— I nic? — spytał Hojski.
— Ani śladu — rzekł Kaczor.
— Oczywista rzecz, iż to było naprzód ułożone, napięte, ukartowane, a grosza-bym nie dał — począł Hojski, że Francuzka do tego należała.
— Leży chora na gorączkę — odparł komornik.
Badanie się na tem skończyło.
Przebiegły Strukczaszyc, w którym nieszczęście nieprzyjaciela nie potrafiło obudzić litości, tegoż dnia zwierzył się przed komornikiem, iż porę uważał za najwłaściwszą do wystąpienia z pozwami o nabyte wierzytelności.
Kaczor delikatnym człowiekiem nie był, jednak zdawało mu się, iż dobijać tak srodze przez los dotkniętego sędziego, może nie uchodziło.
— A to mi dobre! — zawołał Hojski — acan chcesz żebym ja przez głupią delikatność czekał pory niedogodnej dla mnie! Chybabym oszalał. Właśnie kiedy głowę stracił, trzeba korzystać i tęgo nań napaść.