Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/278

Ta strona została uwierzytelniona.

Zagadał o czem innem, chwycił za czapkę i, pokłoniwszy się proboszczowi, wyszedł, nachmurzony, z probostwa.
— Z tym księdzem pogadać nawet po ludzku nie można — rzekł do siebie. Nigdy komży i stuły nie zrzuca, i przy śniadaniu nawet kazania prawi.




Od powrotu z Warszawy Łopatycze stały się najsmutniejszem miejscem w świecie. Choć na pozór nic się w życiu nie zmieniło, bo nazewnątrz nie chciano okazywać boleści, która nękała wszystkich, dnie były nieustanną męczarnią. — Sędzianka biedna leżała chora, puszczono jej krew; niedające się utamować łzy wycieńczały ją. Nie mówiła nic; modliła się i płakała.
Tylko gdy sędzia wszedł do jej pokoju i siadł przy łóżku, biedna męczennica usiłowała przybrać twarz wesołą, szukała w sobie wyrazów, któremiby ukochanego mężusia mogła pocieszyć, uśmiechała się — zapewniała go, że była zdrową, że miała i ma przeczucie, iż wszystko się to skończy jaknajlepiej.
— Zobaczysz kochasiu! mówiła głosem osłabłym. Bóg łaskaw! Czyżeśmy my tak wielcy grzesznicy, aby on nas tak strasznie karał, jedyny skarb nam odbierając?
Nie trap się, nie smuć, bądź dobrej myśli — módl