Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/286

Ta strona została uwierzytelniona.

Pukszta — jak zbawionym być pragnę. Nie idzie mi o pomstę nad tym robakiem mizernym, choć on mi zalazł za skórę — lecz o dobro pańskie.
— Bardzo dziękuję — odpowiedział sędzia, gniew tłumiąc w sobie. Wybuchnąć nie było z czem.
Pukszta stał, czekając jeszcze.
— Dałbyś mi to asindziej na piśmie? — zapytał Czemeryński.
Prawnik nieco się zamyślił.
— Czemuż nie — dam! odparł — a mogę wiedzieć jaki jaśnie pan z mojego świadectwa uczyni użytek?
— Żaden inny, tylko ten, że je sprezentuję temu łajdakowi — odezwał się Czemeryński. Siadaj waćpan i pisz.
Pukszta położył czapkę, siadł za stół, a że do pióra był nawykły, currente calamo, napisał świadectwo i manu propria je podznaczył.
Sędzia podane sobie świadectwo odczytał i z przekąsem bąknął:
— Co się należy za tę sztukę?
Obraziło to Puksztę: wyprostował się i sięgnął po czapkę.
— Nie należy mi się nic, oprócz „Bóg zapłać.“ — Nogi całuję.
Wejrzeniem dumnem zmierzył sędziego i poszedł ku drzwiom. Czemeryński tak był przybity, że go nie odwołał, ani się już odezwał. Świadec-