Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/342

Ta strona została uwierzytelniona.

Jednakże Morawcowi i Kaczorowi, który tchórzył niepomiernie, towarzyszyło kilkunastu ludzi ze strzelbami.
Jeden chłopak wykommenderowany był umyślnie, aby po wzięciu intromissyi i obwołaniu posłuszeństwa na Strukczaszyca, natychmiast przybiegł na przełaj, i dał znać jak się to odbyło.
Hojski niespokojny był trochę; przyczajenie się nieprzyjaciela, wydawało mu się podstępem, rzeczą podejrzaną.
Komornik też ruszył z duszą na ramieniu, odmawiając zdrowaśki. Cała nadzieja na tem była, że urząd zjeżdżał, a w odwodzie kilkunastu zbrojnych towarzyszyło. Nadspodziewanie odbyło się wszystko spokojnie. Nie opierał się nikt. Dwór stał pusty; nawet drzwi i okna zawczasu z niego powyjmowano i kawał dachu zdarto; w żadnym śpichrzu nie było ani prószynki.
Gromady, powołane do dworu, ściągnęły się zwolna, milczące, ponuro zpod oka patrząc, wysłuchały obwołania — pokłoniły się i rozeszły.
Tradycya była dokonana, majątek objęty i chłopak pojechał do Sierhina wskok z oznajmieniem od Kaczora, że wszystko się odbyło — sine ulla protestatione.
Nad wieczór, odebrawszy wiadomość pocieszającą, Hojski ucieszył się i zadziwił zarazem. Nie rozumiał Czemeryńskiego.