Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/355

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja za to jedno uroczyście pani ręczyć mogę — odparł sędzia — że zięcia, choć nie miłego mi, przyjmuję. Chcę mieć córkę i jego w domu. Jak się reszta załatwi, to nie odemnie zależy.
Gdzie oni są? gdzie się oni kryją? — dodał Czemeryński.
Panna Blandyna namyślała się; podniosła oczy pytające na ks. Dagiela.
— Im prędzej się to skończy, tem lepiej — wtrącił proboszcz — jestem przekonanym, że intencye sędziego są dobre. Taić się na nic nie przyda.
Z obawą wielką, wahając się, panna Blandyna oświadczyła naostatek, że, ponieważ brat jej syna do Wilna, do Kasztelanowej wyprawił, prawdopodobnie tam się młode małżeństwo znajdować musi. Zaraz jednak dodała, że nie jest tego pewną.
Czemeryński jak tylko nić pochwycił, conajprędzej pożegnał Strukczaszankę, proboszcza i powrócił do domu. Dla niego nie ulegało wątpliwości, iż w Wilnie powinien był szukać córki. Uspokoiwszy żonę, sam conajrychlej wybrał się w drogę do Wilna.
Miłość dla Leonilli, była pewnie jedną z pobudek tego pośpiechu, ale niemniejszą — pragnienie zemsty nieukojone.
I gdy w Wilnie, wcale nie myślano, aby ich tu kto mógł wyszpiegować, jednego dnia pan sędzia pieszo z gospody przy ulicy Wileńskiej, przepro-