Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/387

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie było więc innego sposobu, jeno ten, żeby, korzystając z niebytności Strukczaszyca i powolności Blandyny, jedną z wiosek zatradowanych od Łopatycz odebrać, i tam w ubogim zamieszkać dworku.
W drugiej wsi dwór i całe zabudowania dworskie spalono zaraz przy zajęciu.
Nawykła do elegancyi, wygód i ojcowskiego przepychu, pani Erazmowa, dosyć tęskną przyszłość swą na małej wioseczce, w lichym domku przyjmowała jakoś z uśmiechem młodości.
— Kiedyś się to poprawi — mówiła — a tymczasem dobrze nam i tak będzie. Chatka jak w romansach — dodała z uśmiechem — mnie się to bardzo podoba!
Z tym projektem, zapewniwszy się, że p. Blandyna bronić nie będzie wioski, odjechała pani Erazmowa. W drodze miała czas zapewnić męża, iż, choćby rodzice czego innego sobie życzyli, ona przy tem będzie obstawać.
— Będzie nam dobrze i w chatce! — powtarzała — byle razem.
W Łopatyczach projekt ten znalazł opór wielki ze strony sędziego.
— Do czego się to zdało? — zawołał. — Cóż to tu acaństwu źle, z nami? Ja wioski odbiorę na siebie, wy możecie mieszkać w Łopatyczach; osobnego domu nie potrzeba!
Czemeryńskiemu uśmiechało się upokorzenie