Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/388

Ta strona została uwierzytelniona.

zięcia i rola, jaką dlań gotował, chcąc go zrobić rodzajem posłusznego oficyalisty. Nazajutrz, gdy przy tem obstawał, Leonilla zaprotestowała.
— Nie — rzekła — Erazm i ja musimy mieć dom własny. Może-by nam tak było wygodniej, ale dla mojego męża nie przystało być rezydentem. Jego dola i upokorzenie spada na mnie. — Ja nie chcę!
Pierwszy może raz Czemeryński się pogniewał na córkę, wybuchnął z wymówkami; Leonilla zniosła to, ale się nie dała przełamać.
— Weźmiemy gdzieindziej dzierżawę — rzekła. — Erazm powinien być panem w domu, nie sługą. On dla mnie znosi wydziedziczenie, zaparcie się ojca. — Jam gotowa na wszystko dla niego. Sędzia sapał i fukał, wkońcu poddał się.
Wieczorem, przyszedłszy do żony, gdy sam z nią został, odezwał się:
— Uważasz, kochanko, że ta Leonilka, wykapany mój charakter. Jak się zatnie, nic jej nie poruszy, gotowa na wszystko, a na swojem postawi. Już kiedy ja nawet a rady jej dać nie mogę. Ot i teraz — za mężem ciągnie, ani ją przywieść do upamiętania.
— Ona go kocha — szepnęła sędzina.
— Więcej już niż nas! — dodał sędzia. Takie-to rodziców losy! — Jak gruszki dojrzałe od drzewa, odrywają się od nich dzieci. — Poodpadają i — rzecz skończona.