Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/398

Ta strona została uwierzytelniona.

przy sobie. Dopiero w tydzień jakoś, gdy mówiąc o bracie, panna Blandyna płakać zaczęła, Morawcowi też serce się poruszyło, wygadał się ze swą tajemnicą. W pierwszej chwili radości wielkiej, parę koni mu darowała ze stada gospodyni, a Morawiec, choć bardzo był z nich szczęśliwy, przestraszył się później tak wspaniałym datkiem, domyślając się, że p. Blandyna pewnie będzie korzystać z wiadomości, a jego podejście się wyda.
Trudno było cały ten wypadek w tajemnicy zachować p. Blandynie. Za pierwszą bytnością państwa Erazmowstwa, którzy ją często odwiedzali, wygadała się ze wszystkiem, i z tem nawet, że o miejscu pobytu brata wiedziała — ale tego zdradzić nie chciała.
Leonilla na kolanach ją o to zaklinała — napróżno. Dowiedziała się tylko a raczej domyśliła, że tym, co dośledził kryjówki — był Morawiec.
Jakim sposobem potrafiła pani Erazmowa, w tajemnicy przed mężem, skłonić starego ekonoma, ażeby jej do Wyderki towarzyszył, powiedzieć nie umiemy.
Jednego dnia pod pozorem, że jedzie do Łopatycz do matki, p. Erazmowa wybrała się z domu, czulej niż zwykle uścisnąwszy męża.
— Proszę cię tylko, gdybym się przypóźniła, nie troszcz się o mnie. Nic mi się nie stanie.
Za dworem czekał Morawiec, jednokonnemi san-