Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/408

Ta strona została uwierzytelniona.

Zjawił się pierwszy Czemeryński, którego długą przemową i życzeniami tak umiał proboszcz utrzymać przy sobie, aż nadchodzącego Strukczaszyca zobaczył. Ten zwolnił kroku: cofnąć się nie było sposobu; inni goście nadchodzący, może do spisku należący, popychali.
Stało się więc, że Czemeryński, jeszcze trzymając na widelcu jajko, stał, gdy Hojski zmuszony został próg przestąpić. Niepuszczając sędziego, który się zaczerwienił jak burak — ks. Dagiel podał talerz Strukczaszycowi.
— Niech-że ten dzień uroczysty — zawołał — w którym pamiątkę wielkiej tajemnicy wiary naszej obchodzimy, dzień chwalebnego Zmartwychwstania Pańskiego, będzie dla nas dniem miłości i zgody! Ufam w miłosierdziu Bożem, że to jaje poświęcone biorąc z jednego talerza, ojcowie, których dzieci u ołtarza sobie przysięgły, dawną niechęć porzucą i — pojednają się. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
To mówiąc, żegnał obu stojących naprzeciw siebie, a w tem Erazm z żoną zbliżyli się i uklękli między niemi, mnodzy zaś goście huknęli głosy ogromnemi:
— Vivat! zgoda! zgoda!
Leonilla wzięła rękę ojca; Erazm, całując, prawicę Strukczaszyca, pochwycił — i wyciągnęli je ku sobie, tak że się połączyły.