Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/43

Ta strona została uwierzytelniona.

w ziemię patrząc, w kurtce, butach długich, z bizunem przez plecy.
— Jakże możesz o tej porze, tak niewłaściwej, mój Śliwka, inkomodować mnie drobnostkami! Godziż się to? przyzwoita-li? potrzebna?
— Jaśnie panie — odparł chrypliwie ekonom — Sierhińscy chłopi het koszą na Osowcu, jak raz bez przeszkody zetną trawę.
— Wiadoma rzecz, że tego się dopuszczać nie godzi! — zawołał żywo Czemeryński. — Po cóż o to pytać! Sankcyonuję zawsze co w tej mierze przez acana jest uczynione.
— Przecież tam się bez bójki i awantury nie obejdzie — rzekł Śliwka, — więc trzeba, żeby jaśnie pan był uwiadomionym.
— Zabijać nie trzeba, ale bić co wlezie! — odezwał się sędzia, gwałt gwałtem odpierać. — Sztachetka sobie pozwala, rozumu nie ma; okaż-że mu acan, iż z nami się mierzyć nie może. Z lada czem nie występujcie, wziąć ludzi z innych wiosek i nauczyć ich, co to zemną wojować.
Trochę rozgrzany tem sędzia, już się miał w wymowne puścić instrukcye ekonomowi, gdy nagle, oczekującego Buchowieckiego przypomniawszy sobie, urwał, kończąc summarycznie:
— Masz acan normę z lat poprzednich — zatem według niej proszę postąpić i zważać, abyśmy szwanku nie ponieśli.