Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/85

Ta strona została uwierzytelniona.

fajerwerkiem; ale o tem nie mówił jeszcze nikomu. Zależało to od poznajomienia się i przyjęcia, mniej więcej dobrego, przez niemieckiego grafa.
Więc, choć ów festyn podkomorski zatruty był zapowiedzianą bytnością Hojskich, p. Leonilla postawiła na swojem — pojechano.
Stoczona walka o tę wyprawę wzmogła tylko w pięknej sędziance nienawiść ku Hojskim. Nie mogła im tego darować, że według trafnego wyrażenia p. St. Aubin — c’ étaient des trouble-tétes.
Zamłodu! miły Boże, cóż to jest świetny bal, od któregoby się człowiek na starość najdrożej wykupił? Nowi ludzie, twarze nowe — ten wielki nieznajomy świat co się zdala wydaje uroczo, na którym spodziewa się znaleźć tego kogoś, przez los zapowiedzianego, przyrzeczonego! A potem — wejrzenia, uśmiechy, kadzidła, oklaski, zespolenie się duchem z wielkim tłumem, który daje uznanie, który potwierdza to, co się w sobie czuło. Jak się tu tego wyrzec, gdy nadzieja takiego wieczora świateł, muzyki, szumu, śmiechu, wesela — już raz do serca przylgnęła! Panna Leonilla ani sobie mówić o tem nie dawała. W życiu pieszczoszki dotychczasowe tryumfy zdobywały się dotąd w tak ciasnem kółku, ciągle wśród jednych i tych samych osób!
Owi grafowie niemieccy przedstawiali dla niej świat nowy, elegancki, europejski, o którym tyle