Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/86

Ta strona została uwierzytelniona.

od pani St. Aubin słyszała — cywilizacyę wyższą, co było najpiękniejszego na świecie.
Cały czas aż do wigilii wesela, upłynął w prawdziwie gorączkowem zajęciu. Próbowano, przymierzano, krajano, posyłano na wsze strony, przywożono coraz coś nowego. Rozlegały się i śmiechy radości i płacze, a dąsy wielkich zawodów. Pani St. Aubin, mistrzyni w tych sprawach, była niezmierną pomocą córce i matce. Według jej wyroków przystroić się miały obie, i najmniejszy szczegół pod sąd jej poddawano.
Naostatek dzień wyjazdu nadszedł, powozy i konie były zlustrowane, ludzie w barwie przyszli się okazać, dworacy stali w pogotowiu. Ksiądz ex-definitor prorokował pogodę. Śliwka za nią nie ręczył.
Krakowskim targiem Pan Bóg dał do podróży dzień trochę pochmurny, lecz znośny, chociaż deszczyk zrana przekrapiał, lecz wiadomo powszechnie, że ranny deszcz nigdy nie jest tak niebezpiecznym, a bardzo często zwiastuje pogodę.
Jakoż z góry nie lało, ale ponieważ kilka dni (trzydniówka ulewy i kapuśniaczku na przemiany) poprzedziło to wypogodzenie wątpliwe, drogi były okropne. Wiadomo to wszystkim wsi mieszkańcom, że jesienne wiatry suszą bardzo powoli, słońce nie operuje, w polu jeszcze na piaskach jako-tako, ale na litewskich grobelkach, których rowy