Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sąsiedzi.pdf/98

Ta strona została uwierzytelniona.

najwykwintniej trefionych i pudrowanych peruczek młodych pań, starsze w ogromnych czepcach, ze wstęgami obfitemi, wydawały się dziwacznie. Młodsze pokolenie całe było w rogówkach, starsze w płaskich sukniach, z których się naśmiewano. Lecz nierzadko obok takiej z grubej materyi jedwabnej, prababczynej roby, klejnoty na szyi i na głowie zazdrość budziły wspaniałością swoją.
W ubiorach mężczyzn taż sama rozmaitość panowała, począwszy od kusego stroju, co na kozacki zakrawał, do delii fałdzistej i kontusika z węgierska.
Niemieckim panom, dla których moda była królową, mniejwięcej jednako i jednym krojem postrojonych, ten tłum różnobarwny osobliwie się wydawał. Patrząc na niektórych, ledwie się mogli wstrzymać od śmiechu panicze.
Figury też obu narodów cale do siebie podobne nie były. Sasi, choć słusznego dosyć wzrostu — szczupli, płascy, chudzi, chuderlawo wyglądali przy zawisłych, otyłych, zażywnych, szerokotwarzych Podlasiakach.
Między Niemcami język ich własny, szczególniej na dworze i między obcemi, wcale nie był w używaniu. Mówili wszyscy po francuzku, boć jeszcze Fryderyk II. język narodowy uważał za niezdolny do wyrażenia delikatnych myśli odcieni.
Pan młody i ci co z nim zjechali, stojący w po-