Uklękła na ziemi przy trupie, na darninie, kościste ręce zatopiła w piasku, odrzuciła zeschłą trawę i mech, grzebać poczęła. Zrazu szło powoli, potem chwytała garściami całemi, oburącz, kopała, grzebała, odwalała na brzegi. Zdyszana to spoczywała klęcząc, to znowu rwała się do roboty zapalczywie. Dół rosnął, rozszerzał się, pogłębiał.
Wśród jamy trafiła na dębu korzenie, wyrywając je palce poszarpała, a gdy palce nie starczyły, pochyliła się, rwąc je zębami.
Dół już był głęboki, spuściła się weń do koła, roztargując go jeszcze, miękki piasek łatwo kopać było. Późno w noc stara wylazła z dołu zdyszana.
— Kniaziu, panie, łożnica gotowa! Kamień w niej obwinięty płachtą i siermięga moja na dnie.. Chodź!...
To mówiąc oburącz objęła trupa, a poczuwszy przy tej piersi, która go niegdyś karmiła, przycisnęła do niej, jakby puścić nie mogła i lulała jak dziecię, a sama jak dziecię płakała... Nad dołem stało czworo wilczych oczu i patrzało...
Księżyc znikł, ciemności przyszły, zerwała się stara ciągnąc trupa do mogiły. Stoczył się z brzegu i twarzą upadł na dno... Skoczyła i ona za nim, aby go na sen ułożyć. Sił ostatkiem obracając twarz do góry. Obwinęła nogi, pocałowała w czoło.
— Śpij! śpij! — rzekła po cichu — tak dobrze, tu nikt nie zdradzi.
Rękami brzeg ujęła, by wyjść z dołu, piasek się na nią sypał; wilki tuż zębami klapały.
— Poczekajcież — zawołała — com przyrzekła, dotrzymam! do dnia daleko.
Spojrzała na syna i piasek sypać zaczęła z pospiechem, sypała z wściekłością, rękami i nogami... Coraz to spojrzała w dół. Twarz jeszcze widać było, a twarzy żałowała; zasunęła się i ona...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.