Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

mem a Spytkową. Ona tu teraz panowała jako sama chciała, a dogadzano jej we wszystkiem. Stary nawet Belina był na rozkazy jejmości. Gd czasu jak wojska wyciągnęły z Olszowej doliny, prawie od nich wieści nie było. Co rana stary wychodził na wyżki nad wrota, stawał na pomoście i patrzał w dolinę, a słuchał. Nie jedzie tam co? nie tętni! Cisza była do koła Strach ogarniał wszystkich coraz większy.
Jednego rana, stary zszedł z wyżek nad wrotami i wlókł się do dworca suwając nogami.
Na ostrokołach teraz straży prawie nie było, dziewki, bo bieliznę prały, właśnie ją na słońce wieszały. Wtem Hela stara spojrzała ku lasowi.
— Aj! — krzyknęła — patrzajcie! patrzajcie! oto tam konny leci ku Horodyszczu jak szalony...
Krzyknęły dziewczęta wszystkie!
— A! nasi rozbici.
— Nasi rozbici! — rozległo się po Horodyszczu — i wszyscy biegli ku wrotom i nad wrota, a patrzeli.
Na całem zamczysku cisza; jeździec leci, zbliża się. Stary Belina poznał w nim syna.
Ziemia tętni pod nogami konia, już pod wrotami na moście...
Wpadł i z konia się zsunął, rodzicom do nóg i rzekł:
— Masław pobity, a król ciężko ranny! Pole trupami zasłane! Bitwa była sroga, okrutna, nareszcie motłoch ustąpić musiał, uszli.
Wszyscy uklękli ze złożonemi rękoma, Bogu dziękować.
— Hosanna! — zawołał O. Gedeon.
Jak wielki był przestrach, tak radość potem szalona. Ściskali się wszyscy, płacząc, a ksiądz gwałtem przed ołtarz prowadził...
— Bogu najprzód dziękować! — wołał — On dał zwycięztwo, On męztwo dał, On wiódł do boju!