Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

zwłaszcza i rycerstwu największe groziło niebezpieczeństwo. Nie uszedł napaści ani jeden kościół lub klasztor, każdy cmentarz nawet splugawionym został. Legli od zbójeckich rąk kapłani niemal wszyscy, a wielkie dzieło nawrócenia z pomocą chrześciańskich państw dokonane obalone zostało.
Na rękę to było Niemcom, odzyskującym przez to prawo nawracania mieczem, zawojowywania i pochwycenia znów zwierzchnictwa nad kościołem przywróconym. Ruś też i Węgry korzystały z danej chwili aby kraje zawojowane przez Bolesława od Polski oderwać. Król czeski Brzecisław myślał już o zagarnięciu całego państwa i przyłączeniu go do korony swojej. Począł to wielkie dzieło od złupieniu Krakowa, Poznania i Gniezna i spustoszenia ziem nad któremi chciał panować.
Gdy Lasota rany swe obwiązał i położył się znów na ziemi; Doliwowie spojrzawszy na siebie poprzednią wszczęli rozmowę.
— Cóż myślicie? odezwał się Mszczuj — co czynić mamy? mówcie, starszego posłuchamy radzi.
Lasota podniósł głowę. — Pytacie mnie — rzekł — wiemże ja sam co czynić? Wiem tylko czego nie uczynię, za Wisłę do Masława nie pójdę, srom to i hańba takiemu podłemu człekowi się kłaniać, gdy się namaszczonym królom służyło. Myśmy wszyscy stali przy Mieszkowej wdowie i przy Kaźmirzu, mamyż iść teraz do tego co nam ich odebrał?
Zamilkli Doliwowie.
— Nie wiem czy znacie Masława, tak jak ja go znałem — ciągnął dalej Lasota — Patrzałem ja nań jak rósł przy dworze z pacholęcia przy psiarni, potem sokoły na polowanie wodził, miód nalewał i do łask królowej zwolna się wkradał. Gdy wreszcie do pasa rycerskiego i na powiernika i radzcę doszedł, dopiero go duma niepoczciwa wzdęła. Po śmierci Mieszka