Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

królową chciał zawładnąć, bodaj się z nią żenić, królować, a Kaźmirza się pozbyć. Rozumna pani odepchnęła go, otaczając się swoimi ku obronie. Zaczęto na nią krzyczeć, prześladować ją tak, że skarby wielkie zabrawszy ze sobą, uchodzić do swoich nad Ren musiała. Został Kaźmierz, nad którym Masław chciał rozciągnąć opiekę aby go zgubił. Musiał i ten uciekać przed nim. Myśmy pozostali bezpańscy jako stado bez pasterza, a wilk się nam stręczy za pana. Kraj ludzie obcy drą i łupią! A czyjeż to sprawy jeśli nie jego!
Myśmy się teraz od zdrajcy usunęli, on uczynił się poganinem, aby sobie czerń pozyskać. Pogan też ile ich jest Prusaków, Pomorzan ma ze sobą. Cóż my tam ludzie wiarę Chrystusa wyznający przy nim czynić będziemy? Ciała nie ocalimy, a duszę utracimy!
— Zły Masław — odezwał się Wszebór — ale gdzież i jak się schronić i ratować? W Czechach też pęta każdego czekają, na Ruś daleko.... błądzić po lasach i mrzeć z głodu, to lepiej od razu powiesić się na gałęzi.
— Co czynić? co czynić? — powtarzali wszyscy stroskani.
Ogień przygasał zwolna, niebo na noc z chmur oczyszczać się zaczęło, blade gwiazdki migały gdzie niegdzie. Cisza czasem tylko szumem wiatru przerywana, zaległa nad doliną.
Tak noc przetrwali całą. Gdy dnieć zaczynało, pokrzepieni snem znów do narady przystąpiono. Zgodzono się na to, że swoich szukać trzeba było i do kupy zbijać nadziei nie tracąc. Lasota zdawał się nie wiele dbać o los swój i obojętnie patrzeć na to co go spotkać miało. Doliwowie nie wspominali już o Masławie, ale ku Wiśle lasami zdążać myśleli, aby