stacie. Pomiędzy niemi odkopany gdzieś z ziemi, wbity słup był kamienny z gruba osiosany, w którego kształtach domyślać się było można bałwana o trzech czapkach, z rękami na piersiach, które miecz i korowoj trzymały.
Gęślarze posiadawszy na ziemi pod nim, nucili pobrzękując, a lud przysłuchiwał się pieśni.
Ładu tam na tym dworze na prędce zebranym nie było. Swary tu i owdzie powstawały nagle, wybuchła wrzawa, słychać było uderzenia kijów i szamotania się.
Wszeborowi nie łatwo się było przecisnąć, nikt też ani nań spojrzał, popychano go tylko i nie wiedział, gdzie się obrócić, gdy wychodzący ze dworca Huba spostrzegł go, rozepchnął tłum i wnijść za sobą kazał...
Zaprowadził go do skarbca pańskiego, od stropu do podłogi, po ścianach, na ziemi, wszędzie leżało i wisiało odzieży, zbroi, wszelakiego zapasu i łupu poddostatkiem. Tu, co wojna dała i grabieże, składał Masław, a na zbiorowisku tem znać było świeże ślady pochodzenia. Kupami leżała zdobycz wszelaka każda z innego dworu, od innego pana, z wszelakiego świata, wartości nierównej, jedna do drugiej niepodobna.
Ze wstrętem wziął się do odziewania Doliwa, ale mus był. Pomagał mu do tego stary ochoczo, ciągle powtarzając, aby sobie co najlepsze wybierał a nie tracił czasu. Szło mu o to, by rozkaz pański spełnił jaknajlepiej.
Ze skarbca do izby stołowej znowu iść było potrzeba ciemnemi kąty. W stołowej komórce ludu poodziewanego jak na święto dosyć było. Dla knezia siedzenie zgotowano na podwyższeniu, obwieszone suknem czerwonem. Około niego cisnęli się dziko wyglądający, zbrojni w topory, łuki i proce — prusacy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.