— Ty sobie trzymaj jako chcesz byleś mnie wierny był — ale się ze swojem chrześciaństwem nie chwal. My tu tej wiary znać nie chcemy! A jutro — dodał — wybierz mi ludzi, chłop w chłopa, odziać ich każ jednakowo, żebym przecie kneziowską drużynę miał jak mi należy. Starszym nad nią będziesz i ochmistrzem w moim dworze. Rozumiesz!
Wszebor milcząc, skłonił się i wyszedł.
Znalazłszy się sam jeden w sieni, Doliwa gorżko się uśmiechnął sam do siebie, na co mu przyszło!... Sługą być i ochmistrzem u chłopskiego syna, którego widział pacholikiem pokornym. To co tu widział zdumiewało go i oburzało, pozostać nie myślał długo, ale się przypatrzeć było trzeba, aby wiedzieć jak stały Masławowe sprawy. Nie wiedział jeszcze gdzie się obrócić i co z sobą począć, gdy go Sobek stojący na czatach pozdrowił milcząco. Nie mówiąc słowa wskazał mu, aby szedł za nim. Tak wyszli na drugie podwórze i wprowadził Wszebora do budynku, w którym gwar jeszcze niewieści słychać było z jednej strony, z drugiej Prusaków czereda pilnowała progu swych panów. Z wązkiego wnijścia weszli do małej komórki. Wązka, osmolona, brudna, widać, że był tylko co opróżnioną dla pańskiego ochmistrza. Sobek wwiódłszy go tu, odszedł do koni, a Wszebor siadł zamyślony. Po małej chwilce usłyszał jękliwe głosy obok niedaleko. Przysunąwszy się do ściany spostrzegł w niej otwór na kształt okna, który łączył z sobą dwie izby. Drewniana okiennica zasuwana zasłaniała go tylko. Odsłonił nieco tę zaporę, a wpatrzywszy się w nią, obaczył w komorze dwie postacie w bieli, z których jedna na ziemi siedziała, druga stała nad nią. W pierwszej poznał ową starą obłąkaną, która wpadła podczas uczty.. Stojąca nad nią