Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

szych posługach przy ojcu stał syn Tomko, rozkazy nosił, porządek robił na równi z nim czuwać musiał. Młodemu chłopcu służba ta przypadała do smaku, gdyż z nią na wyżki do matki i do niewieścich izb często zaglądał. On jeden z mężczyzn miał wstęp swobodny na te wyżki, na które innym dostać się nie było wolno. Korzystał też z tego teraz częściej niż kiedy.
Zdana, siostra, czy tajemnicę braterską odgadła czy ją powierzoną miała, dopomagała mu serdecznie. Ledwie się Tomek pokazał na progu, Zdana, której szukał stawała przy Kasi, tak że idąc do siostry, do Spytkowej pójść musiał. I tuż obok wiązała się rozmowa jej z bratem.
Pierwszych dni, gdy się to poczynało, Kasia tylko zapłonęła, oczy spuściła na kądziołkę i przędła a rączęta się jej trzęsły. Potem strach ten pierwszy przechodzić począł, ośmieliły się źrenice spojrzeć ukradkiem, usta na pół uśmiechnąć.
Zdanie serce aż biło z radości gdy myślała, że bratu do kochania pomoże. Wkrótce z Kasią jak siostry były, a jeśli szły razem to nie inaczej tylko rękami się opasawszy, główka przy główce, usta przy ustach. Mszczujowi się nie wiodło. Wychodziła doń Spytkowa, bo tej trzeba było kogoś, coby jej świeżemi słuchał uszami. Kasi się doczekać nie mógł. Zobaczył ją czasem na mszy, ale tak zasłonioną, że i poznać jej było trudno. Nigdy nie spojrzała nań nawet. Gryzł się Doliwa, a naturę mając rycerską, mówił sobie, jak to w owe czasy wszyscy, gwałtem porwę dziewczynę, a moją być musi...
Gdzie i jak miał ją porwać, gdy tu dla niego samego i dla wszystkich niebezpieczeństwo wisiało nad głową? — młodzież się nie pyta. Dojrzał tylko Mszczuj na zgryzotę swą większą, że tam na wyżki Tomko chodził często, siadywał długo i powziął ku niemu nienawiść okrutną. Zazdrość go paliła...