Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

się ze wszech stron, próbowali brodu na rzeczce i trzęsawicy na moczarach. Z tej strony bowiem, z której Horodyszcze wodą i bagnem było okolone, okopy były niższe, zaniedbane, ostrokoły gorsze, a w niektórych miejscach, gdzie poopadały, pozatykano dziury płatami staremi i darną.
Belina dostrzegł łatwo, że na tę stronę rachować musiano. Sam on teraz dopiero widział, iż gródek od rzeczki łatwiejszym był do zdobycia i nie tracąc czasu, wnet ludzi zapędzić kazał, aby okopy poprawić, a ostrokoły umocnić. Drzew na nie inaczej dostać nie było można, jak rozbierając szopy, pod któremi ludzie w słotny czas się tulili, a nie było co rozmyślać i część schronienia tego musiano poświęcić... Wzięto się wnet do roboty.
Popłoch, jaki przybycie gromad sprawiło na zamku, odbijał się w całym życia jego trybie. Na mszę św. ojca Gedeona, zeszli się wszyscy, a niewiasty słuchając jej, płakały i zawodziły. Ranni i bezsilni, co pod dachem musieli pozostać, rozprawiali bez miary. Wszebor, co w lepszego nic nie wierzył, pomimo to miał ochotę do wycieczki.
Belina wierząc w wybawienie, w żaden sposób pozwolić nie chciał, aby ktokolwiek opuścił gródek, mówiąc, iż do ostatka trzymać się będzie, a kropli krwi niepotrzebnie wylać nie da. Wszebor, choć gniewny, słuchać chwilowo musiał.
I on i brat od dnia wczorajszego chodzili chmurni na Belinów wszystkich, Przyczyną tego było, że im Tomko dziewczę bałamucił. Poswarzyli się byli o nie między sobą, a teraz oba jej dostać nie mogąc, pojednali się, byle jej trzeciemu nie dać.
Postanowili oni opuścić gródek, namawiając także drugich aby z nimi razem uszli do lasu i złączyli się razem z Trepką. Ale żaden nie chciał tego uczynić. Naradzać się więc poczęli obaj bracia w cichości...