Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

konie uzdano, ludzie kupili się pospiesznie, robiono coś około samego namiotu, jak gdyby go zwijać miano. Wybiegali zeń ludzie jedni, przyjeżdżali cwałem drudzy... Nawoływano i trąbiono w rogi.
Gdy słońce weszło, namiot Masława ściągnięty już był i na wóz rzucony. Tłum ten wczoraj wrzawliwy i zuchwały, milczący był jakiś i zaprzątnięty. Nikogo nie zostawiono przy Horodyszczu, tak, że załoga mogła znużona pokładłszy się za ostrokołami, spocząć bezpieczniej, dopókiby znów do walki powołaną nie była.
Na gródku oddychali wszyscy trochę swobodniej.
Rozprawiano, patrzano, nikt nie wiedział co się działo i dla czego tak nagle zmienił się szturm wczorajszy w dzisiejszy spokój. Wyszedł i Benedyktyn na pomosty.
— Ojcze Gedeonie! — poczęto wołać — ty nam powiesz chyba, co się tu dzieje!
— Wojennym mężem nie jestem — rzekł kapłan spokojnie — jedno tylko wiem i widzę, dniem i nocą, że kogo Bóg łaską swą ocalić zechce temu z niebios zsyła pomoc niespodzianą... Na pożar ulewę, na znużenie spoczynek. Bóg wielki!
Wczoraj gwarny grodek olszowy, stał się milczący, zdawał pusty. Z okolicy ledwie gwar niezrozumiały dochodził niekiedy z wiatru szumem, ozwał się róg wojenny i umilkł.
Tłumy się jednak nie rozchodziły. Obozowisko wróciło po nad rzeczkę, oparło o las jedną stroną i tak na coś oczekiwać zdawało.
O mroku wysunął się nowy oddział z lasu, witany krzykami i z Masławowemi kupami się połączył.
Ci, co umieli poznawać po odzieży i broni, wołali, że to byli Prusacy. Wszebor też potwierdzał. Inni za pomorców ich mieli. Oddział ten osobno się położył obozem w pobliżu.