Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

ściołami naszemi, a Kaźmirzowi, jeśliby się do Polski dał nakłonić, sześćset ludzi zbrojnych w pomoc da.
Z pociechą w sercu jechaliśmy ztąd, szukając już tylko pana przyszłego.
Na dworze królowej Ryksy tajemnicę z tego nawet czyniono, gdzie Kaźmirz był ukryty. Wiedziedzieliśmy tylko, iż między duchownymi na naukach przebywa, gdyż matka radaby go oblec w suknią duchowną. Mówili jedni o Kluniaku, drudzy o Korbei, inni o różnych klasztorach, gdzieby go szukać należało. Jechaliśmy tedy od jednego do drugiego, pukając do drzwi, o gościnę prosząc. Smutna była ta włóczęga nasza ludzi biednych, sierot szukających pana swojego, który uciekał przed nimi, aż wreszcie znaleźliśmy go w Leodyum w klasztorze przy kościele św. Jakóba.
Królewiczowi z oczów łzy pociekły gdy się od nas dowiedział, pocośmy do niego przyszli, lecz w żaden sposób nie chciał przyjąć korony ziemskiej, chcąc żyć w ciszy na służbie Bożej.
Dopiero, kiedyśmy po długich płaczach i prośbach, pokładli się u nóg jego, począł mięknąć i wahać się w swem postanowieniu.
— Chociażbym wam dał krew moją — odparł — wyleję ją na próżno. Dwoje rąk nie starczy na nieprzyjaciela, co ich ma tysiące.
Naówczas dopiero wyznałem mu, iż wprzódy, nimeśmy tu przyszli, chodziliśmy do cesarza, o jego pomoc się upewniając. Poruszył się tedy, poczynając badać, czyśmy u królowej matki też byli — aleśmy wyznali mu szczerze, iż nie szliśmy do niej dotąd, wiedząc, iż tam błaganie próżnem będzie.
Późno w noc, gdy w chórze już na modlitwę dzwoniono, rozstaliśmy się z nim, żadnego słowa nie wziąwszy.
Nazajutrz rano szliśmy wszyscy na mszę św. do