Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Słomiany król.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

do króla. Przed południem ujrzano wśród gromadki konnych, owych posłów z Kijowa, na których czele jechał starosta Torczyn, mąż średniego wieku. Wszyscy mieli na sobie suknie długie, kożuchy bogate, czapki wysokie, oręż w pozłocistych pochwach i u pasów worki a chusty jedwabne.
Bili pokłony królowi od kniazia Jarosława, przynosząc pozdrowienie i posiłki zwiastując. Król w niewielu podziękowawszy słowach, powierzył posłów starszyźnie, by ich ugościła. Przyjęcie już przygotowanem było, obfite i zastawne wspaniale. Topór, Trepka starszyzna cała zasiedli razem z gośćmi, którzy wśród poważnego rycerstwa, pochmurnych twarzy, wesołością swą się odznaczali. Poczęto zapraszać, częstować i kubki nalewać; wszczęła się rozmowa żywa, a pod koniec nawet ściskając się i całować potrzeba stała wielka, bo się wszyscy z sobą niezmiernie drużyli. Długo w noc gwarzono i biesiadowano. W kilka dni później z wieczora od króla wyszedłszy graf Hebert i starszyzna, do obozu pospieszali milczący... W namiotach zbierało się rycerstwo, rozeszła się wieść błyskawicą po dolinie, że nazajutrz rano wojska ruszyć miały ku Wiśle, nie czekając Masława, a same go chcąc uprzedzić. Taka była wola królewska na dzień naznaczony i posiłki od Kijowa z drugiej strony na łodziach nadciągnąć miały.
Zaledwie słowo to wyrzeczono, co żyło na Horodyszczu w namiotach, na dolinie poruszyło się i drgnęło. Wszystkim czekanie długiem było i tęsknem, a walka pożądaną. Wszebor chciał iść i chciałby był zostać, bo Tomkowi ojcu w pomoc dodanemu, który na swych śmieciskach stać musiał, na Horodyszczu przy pięknem dziewczęciu siedzieć kazano. Tomko mógł korzystać z czasu i ubiedz go u ojca, biorąc sobie Kasię. Co miał począć, nie wiedział Doliwa, wreszcie ku wyżkom się skierował, prosząc Spytkowej sa-