Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

serc naszych. — Chcieć nam trzeba wolnymi być — a będziemy nimi...
Westchnień kilka słychać było w mroku, ksiądz Sobek ręce podniósł do góry...
— Obliczmy się ile nas być może, stańmy szeregiem, może się i kordon przerwie od niego... miejmy odwagę, a nadewszystko cierpliwość i wytrwanie. Niech się ruszy, co żyje... Stargamy więzy!
— Panie poruczniku — przerwał Krasnodębski. My to wszystko uznajemy i wiemy i myśleliśmy ot — słowo w słowo toż samo... Ale to z kazalnicy albo z trybuny byłoby dobre... dla nas nie starczy... nam powiedzcie nie, co robić — ale jak? kto da inicyatywę? kto pocznie?
Z wielką ciekawością i natężeniem czekano odpowiedzi. Porucznik odezwał się cicho:
— Poczęte już to dzieło odkupienia.
Skupiono się koło niego.
— Jam tu przybył od tych, co się około tego krzątają — aby opinią wybadać... Wszakżeśmy w kółku gdzie i przysięgi nie trzeba?
— Ale z nas ochotnie przysięże każdy, że tajemnicy dochowa.
Podnieśli ręce do góry, ksiądz także i wszyscy się odezwali — Przysięgamy!
W sali robiło się coraz ciemniéj — kupka zgrot madzonych ściskała się co chwila więcéj... i trzymała we środku. Właśnie przysięga dobrowolna była dokonaną, gdy — w jednéj ze ścian bibliotecznych dało się słyszeć skrzypnięcie jakby ciche, i z górnéj półki kilka książek spadło na ziemię. Stukot ten przeraził zgromadzonych niewypowiedzianie.
Nie rozmyśliwszy się jedni rzucili ku wielkim drzwiom biblioteki na klucz przez ks. Sobka zamkniętym, drudzy do okien, inni, jakby najwyższe groziło niebezpieczeństwo, chwycili się do szabel.
Ks. Patrycy, najśmielszy może z nich, podbiegł ku temu miejscu, gdzie książki spadły i postrzegł zdziwiony, że w ścianie biblioteki były ukryte drzwiczki, o których wcale nie wiedział. Otwierały się razem z półkami książek i znać nagle a niezręcznie poruszone,