Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

takich głupich zazdrości nie okazywać — bo... bo będzie źle...
Jedynym sposobem, jaki galant pułkownik miał na szambelana, było pojenie go szampanem... Jejmość się z tego śmiała... Nie było dnia, ażeby przytomny poszedł do łóżka...
Przyjemny ten adorator... który urządzał przejażdżki do lasków, podwieczorki, obiady wiejskie — odciągnął nieco uwagę szambelanowéj od Ankwicza. Tolerowała coraz bardziéj zbliżenie się jego do Justyny... może nawet z pewną złośliwością wcale nie zwracała uwagi na jéj postępowanie i następstwa.
— Że waćpan jesteś bałamut — mówiła do Ankwicza — o tém wiedziałam przecież od początku świata... ale że się ta dziewczyna tak bałamucić da... tegom się, przyznaję, nie spodziewała wcale... Przestrzegam tylko, że ma brata wojskowego, któremu bystro z oczów patrzy...
Zresztą... pełnoletnia... co mi do tego...
Ankwicz się zaklinał, że — chociaż mu w tém towarzystwie było nadzwyczaj miło... ale en tout bien tout honneur... żadna w tém grzeszna myśl nie postała.
Szambelanowa gryzła koniec wachlarza...
Sejm się niepomiernie przeciągał.
Każdą czynność stanowczą siłą, gwałtem, podstępem wymódz na nim było potrzeba. Przekupieni jawnie posłowie, których Boskamp utrzymywał, których woził, za których płacił, którzy u niego się stołowali i w biały dzień z Józefowiczem i Podhorskim chodzili po rozkazy na Horodnicę — wnosili zwykle, co Sievers kazał: zrywała się burza, walczono, grożono, nasyłano żołnierzy — aż póki najbezprawniéj w świecie nie otrzymano votum tak lub owak...
Król, istny męczennik, siedział na tronie i musiał słuchać, gdy mu Ciemniewski mówił w oczy — że całe panowanie jego było księgą z czarnych kart złożoną, że przelewał krew swych poddanych, że kraj zdradzał, że została mu jedna tylko złota do zapisania karta, gdyby się oparł podziałowi.
I król się opierał.