jakieś nowe. Śmiała się konwulsyjnie i łzy miała na oczach, rumieniła się i bladła.
Tego dnia słabo się jéj zrobiło, gdy zaczęła opowiadać bratu o planie Sieversa dla zmuszenia sejmu do podpisu ostatniego traktatu. Pierwszy raz porucznik opamiętał się, postrzegł znękanie Justyny... i przerażony zaczął ją błagać, aby rzuciła wszystko — usunęła się, zapomniała... wycofała z téj sieci intryg — w którą sam popchnął ją niebacznie.
Justynie łzy rzuciły się z oczów. — Zapóźno... zapóźno! zawołała ściskając rękę brata i spuściwszy oczy uciekła.
Trzeciego dnia porucznik poszedł na umówione miejsce, nie spodziewając się jéj widzieć, ale przyszła jak zwykle, weselsza nawet, choć wesołość ta była udana i wymuszona.
Nalegał znowu, ażeby porzuciła już wszystko... że wie dosyć, że więcéj dowiedzieć się nie chce a siostra odpowiedziała mu z uśmiechem.
— Proszę cię — mnie to już bawi. Stałam się jakby nałogową pijaczką, potrzebuję tych plotek, żyję niemi — wciągnęłam się w to życie. — Czyż zresztą warto tak bardzo o przyszłość się troskać. Ja i tak nie miałam przed sobą żadnéj... chyba, że starą klucznicą zostanę w Wierzeiszkach. Dla czegoż mam znowu oszczędzać tak mało wartéj egzystencyi, gdy się na coś przydać może? Westchnęła smutnie — rozśmiała się i paplała bratu — jak Ankwicz był w niéj zakochany śmiertelnie i jak na wszystko dla niéj był gotów, choćby na trzy dni miał uczciwym zostać!
— A! mówiła z uczuciem — jakaż to szkoda tego człowieka! Jaką głowę, jaki rozum mu Bóg dał — co za zdolności... jakie chwilami porywy szlachetne, jakie uczucia gorące! — Tylko statku, niestety — ani odrobiny!!
Westchnęła znowu a bratu te pochwały zdrajcy zaczynały być przykre.
— Nie mów mi tak o nim, zawołała — to mnie boli — nadto bo się zajmujesz nim.
— Tak — to prawda, rzekła — ja to sama wiem,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/128
Ta strona została skorygowana.