Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/131

Ta strona została skorygowana.

się z wypłatą tysiąca dukatów marszałkowi konfederacyi litewskiéj, bo ten mi bróździ. Zamiast służyć mnie służy Kossakowskim, a ci spisek knują i przeszkadzają mi, w czém mogą.
— Marszałkowi wypłatę wstrzymałem — rzekł Boskamp.
— Ożarowski? spytał Sievers.
— Wypłacono, marszałkowi Bielińskiemu także... Ten waszą ekscelencyą sporo kosztuje, bo o ile wiem 2200 dukatów wziął przed rozpoczęciem sejmu, ja wydaję po 500 dukatów na kuchnią i utrzymanie domu, a do kieszeni mu nastarczyć nie można, tak się zgrywa.
— Ale, wszyscy się oni zgrywają, odparł Sievers — nie pojmuję gdzie się pieniądze podziewają i toną. Któż wygrany?
— Trochę Miączyński a resztę ci panowie, co wcale do sejmu nie należą i co tu na polowanie przybyli, a to im się znakomicie udaje. Ankwicz i Miączyński odebrali po półtora tysiąca, ale pierwszy z nich już nie ma nic. Wasza ekscelencya nie dostrzega w nim zmiany?
— Jakiéj?
— Jest tak zakochany w jakiéjś ubogiéj dziewczynie, że o wszystkiém zapomina i „negliżuje się“ strasznie. Warto, by mu dać napomnienie.
— A, te kobiety! te kobiety! — rzekł pocierając czoło Sievers, — one tu wprawdzie niewidoczną, ale tak straszną grają rolę... bez nich nicbyśmy podobno nie poradzili sobie. Ankwicz, stary bałamut, to mu przejdzie. Sądzicie, że się żenić myśli?
— Bardzo wątpię, odparł Boskamp — jakkolwiek ubogi jest bardzo dumnym, ma rodzinę... panna prosta szlachcianka i wcale nie z téj sfery towarzystwa. Skończy się to smutnie dla panny, bo Ankwicz jest najniebezpieczniejszym z seduktorów a panna zajęta i niebaczna... Jeden dzień, wiem, spędził z nią sam na sam do późnéj nocy... bo szambelana, w którego domu panna przebywa... liczyć nie można. To zero w peruce.
— Ale szambelanowa!