Podhorskiego, posła wołyńskiego.... Przerażająca rzecz, ilu tam było w obu obozach szambelanów in partibus.
Sievers zaledwie się na przywitanie poruszył, wstał markotny, widać było, iż wolałby był sprawę tę — ten żar cudzemi zagrzebać rękami. Oczyma dał znać Boskampowi, aby ustąpił. Konsyliarz coś zamruczał i wysunął się drugiemi drzwiami.
Podhorski stał milczący. Ambasador wciągnął go aż we wgłębienie muru ku oknu.
— Panie szambelanie, rzekł — na pańskim rozumie polegam, że mi oddasz przysługę ostatnią, jakiéj wymagam, dla mnie ważną, bo raz koniec tych nieszczęsnych wrzasków przyspieszy. Wiem, że masz odwagę stoicką.
Podhorski potarł wąsa.
— O co idzie? spytał.
— Nie mówił panu Boskamp?
— Coś natrącił — ale, w rzeczy...
— Najprostsza w świecie czynność, należy traktat pruski przedstawić do podpisu.
Podhorski podniósł oczy.
— W izbie mnie na szablach rozniosą, rzekł — to niepodobieństwo.
— Przecieżbym w. pana nie naraził na to, odparł Sievers, — anibym dopuścił, ażeby obrady tak się tragicznie miały zakończyć. Będziesz waćpan miał wojsko moje w odwodzie.
— Około sali... ale w sali...
— Oficerowie zastąpią arbitrów, których żywéj duszy nie dopuszczę.
— To się na nic nie przyda, poprzysiężono śmierć temu co traktat poda!
— Cóż waćpanu do tego, że te wartogłowy krzywoprzysięzcami zostaną — z uśmiechem mówił Sievers — Między tém, co oni mówią a co ja powiadam, jest ta wielka różnica, iż oni na wiatr rzucają słowa a moje się sprawdzają.
— Ale srom — rzekł Podhorski.
— Srom ich czeka, bo my postawiemy na swojém.
Znowu umilknął Podhorski zdając się namyślać.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/138
Ta strona została skorygowana.