Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/159

Ta strona została skorygowana.

bie sprawa była nadzwyczaj trudna. Zaklęła się, że nigdy w życiu Kastalińskiego na oczy widzieć nie chce, jeżeli dla niéj tego nie zrobi. Chciała, żeby ją i męża dla przyzwoitości umieścił gdzie w ciemnym kącie — napierała się, dąsała i mimo nadzwyczajnéj trudności wykonania tego kaprysu Kastaliński obiecał. Ale szambelan, który „awantur wszystkich“ nadzwyczaj się lękał, oświadczył śmiało jak nigdy — że za nic w świecie do sali nie pójdzie. Usta zwykle tak trudno się otwierające tą razą — zdobyły się na wypowiedzenie:
— Ja tego — nie tego — i — nie tego — za nic!
Ręką i głową machnął znacząco.
— Ale nie tego — za nic!
Szambelanowa musiała zaprosić do towarzystwa Justynę, która się chętnie zgodziła iść z nią na posiedzenie.
Kastaliński uprzedził, że to może potrwać długo, i że podczas sesyi niepodobna mu będzie panie wypuścić.
— Choćby do rana! odparła Milusia.
Nim się posiedzenie rozpoczęło, Kastaliński potajemnie wprowadził obie panie ubrane czarno i zakwefione w kątek ciemny, z którego salę doskonale widzieć, głosy słyszeć było można. Dwa taborety były przygotowane, a ściana galeryą oddzielająca od sali dozwalała się ukryć i nie dać postrzedz z dołu.
Szambelanowa, którą niedorzeczna paliła ciekawość, za pierwszym wybuchem o mało nie zemdlała, chciała uciekać, zasłoniła sobie oczy — lecz Kastaliński który nadbiegł oświadczył, iż wyjść było niepodobieństwem bez narażenia się... Szambelanowa więc, pozatykawszy oczy i uszy, siedziała płacząc i łkając ze strachu, nie miała jasnego pojęcia znaczenia téj sceny, lecz widziała działa i zapalone lonty i zdawało się jéj, iż lada chwila kartaczami do posłów wypalą, przyczém i jéj szacowne zdrowie i życie ucierpieć może.
Panna Justyna nie wiele jéj pomódz i uspokoić mogła, gdyż pierwszy raz znajdując się na sali, porwaną została... uniesioną aż do obłąkania straszliwém znaczeniem téj walki, tych głosów rozpaczy i straszniejszego nad wszystko milczenia. Wzrok jéj mimowolnie