— Był doktor?
— Nie potrzebuję żadnego — odparła Justyna — moja choroba nie jest ani do leczenia, ani do uleczenia.
— Cóż to jest? — zapytał porucznik.
Spojrzał na nią i dostrzegł Solski, że była rozgorączkowaną.
— W istocie masz trochę gorączki — odezwał się — przeziębienie może?
Ruszyła ramionami.
— Byłam wczoraj ukryta na sesyi sejmowéj... z niéj wróciłam z tą nieuleczoną w piersi chorobą — zabita....
Spuściła głowę i płakać zaczęła.
— Słyszałem o niéj — począł porucznik. — Tak, straszne to było posiedzenie tym gwałtem bezlitosnym zapamiętałym, jaki wywarto na reprezentantów narodu, na królu.... Zdeptano nas nogami.
Justyna siadła w krześle i podparła się na dłoni.
— Tyś o tém słyszał — zaczęła po cichu — a ja na to patrzałam — ten widok nigdy nie wyjdzie mi z pamięci! Nie poruszył mnie ucisk, napatrzyłam się go wprzódy pod wszystkiemi postaciami. — Cóż dziwnego, że barbarzyńcy nad słabym się znęcają? Tak czynią i zwierzęta — jest to powrót tylko do stanu bydlęcego.... A! to nic! ale trzeba widzieć było tych, co w téj chwili uroczystéj mieli odwagę i siłę, chłodno, szydersko frymarczyć sumieniem narodu... tych zaprzedanych, co grali patryotów, aby objaw patryotyzmu przytłumić!
Zakryła sobie oczy.
— O bracie mój — rzekła — przedstaw sobie na miejscu mojém matkę, siostrę, żonę jednego z tych ludzi bez wstydu i sumienia... a pojmiesz boleść moją, bom ja tam była przedstawicielką ich matek, sióstr i żon... okrytych sromotą.
— Szczęściem — dodał porucznik — żaden z tych ludzi tak bardzo nas nie obchodzi.
Justyna zapatrzyła się bezmyślnie na podłogę i nic nie odpowiedziała. Porucznika dziki jéj i obłąkany wzrok, postawa, w nieładzie rozpuszone włosy... roz-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/162
Ta strona została skorygowana.