Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

Na stoliczku przy niéj leżał kawałek papieru z resztką proszku i szklanka, z któréj wypiła truciznę...
Na drugim stole trzy listy, do brata, do Ankwicza i do szambelanowéj położone były tak, aby je łatwo spostrzedz było można. W mgnieniu oka rozbiegła się służba, zwiastując tę nowinę straszną po domu... a wnet w ulicy, w godzinę w całém mieście wiedziano już, co się stało.
Zemdlała szambelanowa, on sam nawet trzeźwić jéj nie mógł, tak drżał z jakiegoś przerażenia i podziwu. Samobójstwa nie pojmował — w głowie mu się mąciło i płakał. Porucznik, jak siadł u łóżka siostry, tak pozostał nieruchomy, listu czytać nie mógł, ale swój i Ankwicza schował, a dość mu było spojrzeć na adres, aby z niego historyą całą siostry przeczytać.
Na chwilę zapomniał, że był wysłanym i nie mógł władać sobą — że był podejrzanym i łatwo mu było dostać się w ręce Moskali — pragnął zemsty.
Oboje gospodarstwo domagali się, aby co najprędzéj trupa wyniesiono z domu, bo pod jednym z nim dachem nocować ani nawet długo pozostać nie mogli. Szambelan cicho podszepnął o Wierzeiszkach, ale po takiém wstrząśnięciu Milusia potrzebowała rozrywki i nie mogła się wyrzec balu u pana Pułaskiego, na który i suknia u Lexowéj była zamówiona.
Słano więc na wszystkie strony, aby co rychléj sporządzić trumnę i wynieść ciało. — Zajął się tém porucznik...
Było już z południa, gdy Ankwicz, który spotkał w mieście Kastalińskiego i od niego się dowiedział o nagłéj śmierci Justyny, wpadł jak szalony do domu, wprost do pokoju nieboszczki... Stanął w progu skamieniały... Drogę mu zaparł brat...
— Ani kroku daléj — odezwał się — byłeś pan powodem jéj nieszczęścia i zgonu... z tego mnie, jéj bratu, zdasz rachunek... nie waż się daléj!! Precz ztąd...
Ankwicz się zmarszczył i spojrzał pogardliwie.
— Mości panie, zawołał, ja tu mam prawo znajdować się nie mniejsze nad pana... Ja byłem jéj narzeczonym... oświadczyłem się o jéj rękę...