karczmie się ubrał. Wyglądał cale poważnie, w nowiuteńkiéj kapocie, butach czarnych świecących, żupaniku czarnym, z którego wyglądał łańcuszek od zegarka, w ręku miał trzcinę z gałką złoconą. Głowa i broda świeżusieńko wygolone prezentowały się elegancko. Wąsa podstrzygł umyślnie.
Szambelanowa na dnie powszednie nawet ubierała się wspaniale, była więc piękną jak królowa i, sparłszy się jedną rączką na krzesła poręczy, oczekiwała na majstra. Piękny szambelan stał za jéj krzesłem z jedną ręką założoną za kamizelkę i nogą w pierwszéj pozycyi. Nieco opodal siedział rotmistrz zgarbiony, oczyma goniąc za panną Justyną, która się około podwieczorku zwijała. Szambelan téż choć ostrożnie spozierał na nią z ukosa i wnet oczy ku żonie zwracał.
Panna Justyna, śliczną jak zawsze była dnia tego, chociaż bardzo skromnie ubrana. Miała na czarnéj sukni takąż polonezkę i włosy nie pudrowane, których obfitość zdobiła ją, rumianą twarzyczkę opasując dokoła.
Czarne jéj bystre oczy z jakąś wyższością zdawały się poglądać na towarzystwo, co ją otaczało. Położeniem była ona tu podrzędną, ale umysłem widocznie górowała nad nimi. Szambelanowa czuła to może instynktowo i dla tego ją nie nawidziła.
Gdy się Borysewicz ukazał w progu, obróciła się lekko głową skłoniwszy mu sama pani.
— Wie pan majster, o co chodzi? — zapytała — mamy pałac stawić; czyś pan stawiał kiedy pałac?
— Na Horodnicy dla JW. podskarbiego.
— E! to tam wiele gustu, słyszę, nie było.
— Ale się to buduje wedle planu JW. pani.
Spojrzała szambelanowa. — A właśnie! rotmistrzu, podajże plan... leży u mnie na stoliku.
Rotmistrz się ruszył leniwo, gdy panna Justyna nic nie mówiąc, wyprzedziła go i położyła arkusz na stole, a Borysewicz w milczeniu mu się przypatrywać zaczął.
Patrzano na niego, chcąc odgadnąć wrażenie, gdy się odezwał spokojnie:
— Plan bardzo piękny, rzekł, ale na nasze śniegi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/29
Ta strona została skorygowana.