tchnąć Sievers nie daje... i choć na godzinę przystawiłem się z pokłonem pani mojéj.
— A — Vous-êtes adorable!
Szambelan tabaki zażył — odwrócił się, djabli go brali, ale gdy twarz znowu ku Ankwiczowi nachylił, już nic na niéj nie było znać. Zjadł swój gniew... Za krzesłem parę razy wierzgnął kolanem, jakby komuś dawał odprawę niegrzeczną.
— Wiesz, ministrze drogi, — zawołała pani Emilia wdzięcząc się i poprawiając włosy — że nigdy au grand jamais nie byłeś mi milszym, nigdy pożądańszym... Ale my tu umieramy z ciekawości, co u was w Grodnie...
— Rien de plus simple — rzekł siadając minister. Kazać konie zakładać i przyjechać do nas. Ale to inaczéj nie może być, trzeba na cały ten sejm zjechać koniecznie. Jak to! panibyś tu siedziała zakopaną, osamotnioną, gdy my tam będziemy się na zabój bawili?
— Więc się będziecie bawili? oddychając jakby odezwała się szambelanowa.
— Musimy i będziemy. Niechże nam choć to gorycze życia osłodzi.
— Macie słuszność... Lecz kochany ministrze, szlachta będzie krzyczała... Vous savez, zaraz ci patryoci zawołają... Ojczyznę rozdzierają... a oni tańcują!! Ja się téj demagogii boję.
— Ale oni zawsze na nas krzyczeć będą, odparł zimno Ankwicz — cokolwiekbyśmy robili — to darmo. Nie potrzeba zważać na to. Ojczyzna! c’est parfait! ale cóż my potrafimy przeciwko sześćdziesięciu tysiącom Moskali i czterdziestu tysiącom Prusaków? To śmieszne.
— Juściż ja wiem, odezwała się cicho szambelanowa — nous n’y pouvons rien! Cóż, mamy sobie głowę posypać popiołem? Ale powiedzcie mi — Sievers? co to za Sievers? mówią, że stary? Któż jest z jenerałów? proszę, mów... jam niezmiernie ciekawa.
Ankwicz westchnął.
— Dużoby o tém mówić trzeba, rzekł, Sievers.... Chcesz pani wiedzieć, kto on jest? Wystaw pani so-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/34
Ta strona została skorygowana.