siedzi, a miałbyś mi późniéj wspominać!! Tymczasem pewnie powynajmują gdzieindziéj i dom pustką stać będzie.
— Niechaj tam sobie! — rzekł majster — co Bóg da, to da.... gryźć się nie ma czém.
Aliści prawda, ledwie furka odjechała, nadszedł ktoś do mieszkania...
Dała znać Paraska, że oto już ogląda Izby... wybiegli więc oboje...
Pan był nie zbyt młody, bardzo pokaźny, ubrany elegancko, piżmo od niego na staje woniało. Majster spojrzał i jakoś go tknęło. W istocie twarz miał uśmiechniętą niby łagodnie, ale chytrą, oczki małe, cerę bladą i, choć mówił po polsku dobrze, na cudzoziemca wyglądał. U fraka miał jakiś krzyż przyczepiony, perukę fryzowaną jak u młodzika a mimo wieku kręcił się fircykowato. Strój oznaczać się zdawał pana a obejście lokaja...
Milcząc, obejrzał pokoiki, spytał, kto więcéj w domu stoi, — odpowiedziano mu, że nikt oprócz gospodarzy. — Obszedł parę razy mieszkanie, zażył tabaki... i przystąpił do majstra... Borysewicz nie miał ochoty wchodzić w interes, majstrowa téż nie garnęła się i nie zalecała mieszkania....
— Jak się acindziéj zowiesz i jakie jest jego zatrudnienie? zapytał przybyły.
— Jestem majstrem mularskim, nazywam się Borysewicz.
— Hm! rzekł gość — izby nająć mogę... ale pod pewnemi warunkami... Co acaństwo chcecie za nie?
— Na jak długo pan sobie życzy? zapytała sama jejmość.
— Na cały czas trwania sejmu...
— Czy pan dobrodziéj do posłów należy? spytał Borysewicz.
Mężczyzna spojrzał dumnie, jakby pytanie to było mu nieprzyjemném.
— Nie jestem posłem, ale — jeśli waćpanu o to chodzi, konsyliarzem J. kr. Mości... urzędnikiem... Mam przyjaciół i dla nich potrzebuję mieszkania...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/45
Ta strona została skorygowana.