Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

znać i wszystko wiedzieć! Niech moi Jasne panowie pozwolą sobie tylko służyć — ja będę donosił o najmniejszéj rzeczy...
— Ale ten pan? ten pan!
Żydek się obejrzał i podszedł pod samo okno.
— Jakto może być, aby panowie jego nie znali? On tu, po tym, co na Horodnicy — najwięcéj znaczy — on tu gospodarz... jemu to nawet oficerowie usługują! To jest Boskamp....
— A! — zawołał szambelan — jestem w domu — Boskamp, co był w Konstantynopolu, co razem królowi i ambasadorowi zawsze najmilszy.... Wiem, wiem....
Żydek się uśmiechnął.
— A no — to on sam.... Panowie się pozwolą czasem dowiedzieć?
Łowczy zdala machnął ręką.
Faktor jeszcze nie odszedł, gdy zamaszysty, małego wzrostu szlachcic — oglądając się przeciągnął przez uliczkę, w okna ciekawie patrząc i — znikł.
Za nim prześliznął się po francuzku ubrany inny jegomość, który niby spieszył pilno i nie patrzał — ale oczyma rzucił ukradkiem na dworek, przed którym stała bryka — przesunął się i gdzieś podział pręciuchno....
Chłopcy tłumoki dobywali, węzełki znosili, a łowczy gospodarował w dwóch izbach....
— Szambelanie, rzekł... w drugiéj izbie oba spać będziemy po obozowemu, i manatki w niéj złożyć potrzeba, pierwsza nam za jadalnią, salon od gości i do parady służyć musi.
— Na wszystko zgoda, odezwał się drugi, rządź i rozporządzaj się — jak wola i łaska... ja się zastósuję do wszystkiego. Gości się spodziewać ani lękać nie mamy tak bardzo powodu. Raczéj uciekać będą od nas, niż za nami gonić.
— Maciek! krzyknął łowczy — smaż bigos, bo mi się wściekle jeść chce... dobądź puzderko i zwijaj się, nogi za pas. Juraś niechaj znosi resztę rzeczy.
Oba wyrostki krzątali się, gdy, nadspodziewanie szambelana, który gości wcale nie wyglądał, nim bigos