Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

Pomoże! a ani pan, ani nikt z jemu podobnych nie pojmie tego, że męczeństwo jest płodne... że z krwi rosną mściciele. Historya trwa lat setki... to, co się wam wydaje końcem, jest ledwie początkiem.
Boskamp ramionami ruszył.
— Śliczne słowa! ale słowa! — rzekł — daremnieby walczyć z niemi! ale mnie się serce ściska... a kraj na tém ucierpi... Kto wie? — dodał — cały zabrany być może...
— Dobrze — byle go jeden zabrał — rzekł Krasnodębski — i byle go nie Prusak zabrał... niech do djabła cesarz austryacki całą zagarnie Rzeczpospolitą, niech imperatorowa ją trzyma... ale niech nas nie ćwiertują...
Wszyscy umilkli...
— E! przerwał Ciemniewski... póki Pan Bóg na niebie, ja nie desperuję...
Odwrócił się Boskamp...
— Sytuacyi politycznéj, panowie, nie chcecie pojmować.
— Bo myśmy hreczkosieje nie politycy! — rzekł Krasnodębski — my rozbój nazywamy rozbojem, złodziejstwo złodziejstwem... oszukaństwo szalbierstwem. Co pan chcesz! Tak nas głupimi Pan Bóg stworzył, że się już polityki nie nauczymy — nigdy!
— Tak — to prawda, rzekł uśmiechając się Boskamp, skłonił się przytomnym do koła, oficerowi podał rękę, spojrzał na zagarek i — wyszedł.
Przez kilka chwil panowało milczenie... Mikorski poszedł do okna. Mignęła mu twarz panny Justyny... i znikła. Po chwili ukazała się znowu z krzyżem w ręku, podniosła go do góry i drugą wskazała nań... Potém jakby obawiając się być postrzeżoną — uciekła.





Pomimo największych zabiegów Sieversa i przybocznéj jego rady zaraz od pierwszych dni sejmowych rosły trudności i z ziemi, można powiedzieć, niepochwycona, tajemnicza, objawiała się opozycya. — Kto był jéj sprężyną?