Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

cya głośno wołała o pomstę do Boga, Mikorski nielitościwie szydził z partyzantów moskiewskich, a Krasnodębski śmiał się. Po kilku pierwszych posiedzeniach Sievers przekonał się, że daleko trudniéj przyjdzie dokonać tego, niż sądził i — boleśnie skarzył się na nierozum Polaków. Spadało to na Bielińskiego, marszałka sejmu, na Ankwicza, tajną sprężynę, na Pułaskiego, który się rwał do wszystkiego a nic nie mógł, na nieudolnego a pysznego Sułkowskiego, na wszystkich, co pieniądze brali a nie mogli złamać oporu...
To téż pierwsze dni zatrute były tém niepowodzeniem... Sievers, który tak mądrze obrachował wszystko, nie mógł przebaczyć tym, co mu jego rachuby pomięszali.
Tymczasem pięknych pań przybywało coraz więcéj — bale się rozpocząć miały, rachowano na szał, na uniesienie, na wpływ czarnych i niebieskich oczu.. dla których nagotowane były instrukcye i brylanty...
Jednego wieczora majowego, po sesyi krótszéj niż zwykle... u Bielińskiego był mały obiadek dla wybranych.... — Bieliński, marszałek sejmowy, nie miał już naówczas przy duszy złamanego szeląga i to go Sieversowi czyniło drogocennym. Gotów był na wszystko, bo jeść, pić a nadewszystko grać lubił. Nie wielkich zdolności, miał tę dobrą stronę, iż robił, co mu kazano, nie objawiając nigdy swojego zdania, dawał się łajać i popychać... nudziło go to, ale mówił sobie, że przecież takie życie świetne czémś trzeba było okupić. Sievers burczał go co dnia, w Izbie prawiono mu najboleśniejsze prawdy, w ulicy przezywano go od słów ostatnich, Bieliński ziewał i śmiał się. Wszystko mu to było jedno.
Maluje to człowieka, że Sievers zmuszony go utrzymywać swoim kosztem na pańskiéj stopie, nie dawał mu do rąk grosza, Boskampowi płacił 500 dukatów miesięcznie a on marszałkowi dostarczał, co było potrzeba. Bieliński i z tego śmiał się.
Znużeni wrócili milczący do spóźnionego obiadu Bieliński, Ankwicz, biskup Masalski i Miączyński.... Było to szczupłe gronko ludzi, które jedna szlachetna