Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

nie umywał się do delegacyjnego... nie dacie sobie rady z nimi. Bieliński ty... nie do tego...
Stuknął laską.
— Cóż ambasador? — spytał Ankwicz, chcąc odwrócić rozmowę...
— Musi drzemać po obiedzie — albo czułe listy do córek pisze. Nie wiem. To wiem, że na waszmościów wszystkich zły — i ma racyą... Wy także, jak służba Bielińskiego nowicyusze jesteście. Tu trzeba było takiego wypróbowanego człowieka jak ja... który już był i jakby królem i jakby pod szubienicą... na wozie i pod wozem.. Jabym tu był sejmowi pokazał... A wy!! wy! dzieciaki! Bieliński! tobie kadryla tańczyć... Ankwicz... tobie w Kopenhadze posłować do Dunek i spodniczek... albo Pułaski... toż osioł na wielki kamień.
Ankwicz jeden śmiał się.
— Mości książę, rzekł, jesteśmy nowicyusze, to prawda, ale gdy trzeba szorować do czysta... ścierki brudnéj nie używają...
— Was dopiéro bruczą! odparł Poniński, aleście nie bardzo czyści téż... a jak was jak mnie zafolują, rzucą precz na śmiecie... Myślicie, że was inny los spotka? Nie! Gdy cytryna wyciśnięta, won z nią za okno...
Ucichł na chwilę...
— Przedemną wy wszyscy studenci! dodał — a kto was nauczył tego, co robicie? Kto to skomponował? To, co robicie dziś, czysto tylko kiepskie, z pozwoleniem, naśladowanie tego, co ja zrobiłem wczoraj, i za com o mało nie wisiał... Ślicznie, nie ma co mówić, wyszedłem, nagrodzili mnie tak... że mi grosza przy duszy nie zostało...
Massalski ofuknął.
— A któż to temu winien? alboście nie puścili milionów! Z was prawdziwa beczka Danaid...
— A wy to lepsi! zawołał Poniński — Ej! księżulku, przyganiał kocioł garnkowi...
— Ja się nie skarżę...
— Ja téż... ja tylko gadam... Przecież my, szelmy, nie możemy żyć jak uczciwi ludzie... Należy