Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

włosów otaczał. Przy koniu szedł mężczyzna ogorzały, w płóciennéj odzieży, bosy, szerokim pasem z mosiężnemi kółkami podpasany. Dwóch chłopców w koszulach, parobczak w słomianym kapeluszu z kijem i dziewczyna z rozpuszczonym bujnym włosem, ogromnemi oczyma czarnemi, okryta kołdrą w pasy wlekli się ospale za niemi. Dziewczę mogło mieć lat piętnaście, nie było piękne, ale ognistém spojrzeniem i gibką postacią uderzyło Ankwicza. Wlepił w nią oczy chciwe. Dziewczyna téż go postrzegła i zatrzymała się, coś poszeptała do staréj, odgarnęła włosy, otuliła kołdrą i, minę przybrawszy naiwnie zalotną — zuchwale przybliżyła się do okna. Maleńką czarną rękę wyciągnęła do Ankwicza a drugą poczęła mu pokazywać, że wróżyć umie.
Wóz się zatrzymał, chłopcy jałmużny się domagając, przybiegli téż pod okno.
Śmiejąc się Ankwicz, piękną, białą swą dłoń wyciągnął.
— Umiesz wróżyć — dziewczyno?
Z ruska — z cudzoziemska — bąknęła — kiwając głową.
— No — jakżeż?
— I cóż tam widzisz na mojej dłoni?
Wpatrzyła się ciekawie dziewczyna.... Nagle zaczęła głową trzęść znacząco i krzyknęła odskakując
Ankwicz mimo odwagi i obojętności zmięszał się nieco.
Nie domagając się nawet nagrody, dziewczyna cofała się coraz daléj, czarne oczy z namarszczonemi brwiami wlepiała w niego groźnie, straszno, potém załamała dłonie.
— A! wiedźmo przeklęta, rzucając talara pod jéj nogi — krzyknął Ankwicz — mówże, coś tam zobaczyła?
Dziewczyna podniosła talara ale głową trzęsła a rękami okazywała coś strasznego bardzo. Zdawało się, że jéj słów brakło. Ankwicz nalegał koniecznie. Cyganie stali. Stary się do niéj przybliżył, coś mówiąc żywo na ucho — z pod budy wyjrzała kobieta, oczyma jéj dając rozkaz jakiś. Ona wymawiać się