złoty... pod którą musiała włożyć drugą cielistego koloru, aby ukryć gorset, bez którego kształty zbyt zaokrąglone obyć się nie mogły.... Ale ta białość stroju czyniła ją jakoś ciężką. W czarnéj sukni byłaby smuklejszą, cóż, gdy w czarnéj byłaby starszą.
Napróżno mąż, który zawsze przy ubraniu był pomocnym, mówił ciągle:
— Ale czegoż? ślicznie.
Zmagał się na admiracye — nic nie ważyło jego słowo. Z powodu niezgrabstwa panien garderobowych szambelan był niezmiernie użyteczny, on sam ją sznurował, on jéj kładł trzewiki... zdmuchiwał puder i nasypywał, gdzie go brakło. Mówiono, że niektóre falbanki prasował, z czego się służące śmiały, być może jednak, że to było rzuconą nań potwarzą.
Najwięcéj złego humoru dodało to, iż Ankwicz wymógł, uprosił, w imieniu Sieversa żądał koniecznie, z powodu małéj ilości prawdziwie pięknych pań, ażeby szambelanowa wzięła z sobą na bal Justynę.
Walczyła przeciwko temu długo boska Milusia, dojadając Ankwiczowi, że chyba już się zakochał, zadurzył w téj ordynaryjnéj dziewczynie. Minister śmiał się, lecz stał przy swojém.
— Jeśli panią u drzwi witając Sievers zapyta kwaśno, czemu jéj pani nie wzięła? to co będzie?
Na pierwsze słowo o balu, panna Justyna zakrzyknęła sama, że za nic w świecie nie pojedzie, że nie chce i nie może.
Ucieszona tym oporem szambelanowa, dała o nim znać Ankwiczowi, który odpisał, że to rzecz jest pani Emilii wymódz posłuszeństwo. Gniewna, kwaśna szambelanowa sama się już gotową była prawie wyrzec balu, siedzieć w domu, dostać spazmów, zażywać krople, bić służące i pędzać męża, gdy niespodziana zaszła zmiana, niepojęta zupełnie dla szambelanowéj, która jéj wiele dała do myślenia.
Po pierwszém dosyć kwaśném wezwaniu, aby na bal jechała, Justyna oparłszy się temu stanowczo, pobiegła cała zburzona i pomięszana do swojego pokoiku. Znalazła tu na siebie oczekującego brata, który po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sceny sejmowe.djvu/96
Ta strona została skorygowana.